Wydanie internetowe 2024
Z archiwum Stanisława Mierzwy
Od redakcji
Porządkując kolejną część dokumentów z archiwum Stanisława Mierzwy odnaleźliśmy drugi egzemplarz jego maszynopisu, obejmującego dzieje Wspomnień W. Witosa. Wcześniej odszukany już przekazaliśmy wraz z innymi materiałami do Muzeum Wincentego Witosa w Wierzchosławicach. Tekst obecnie odkrytego udostępniamy naszym czytelnikom jako nasz maleńki wkład do upamiętnienia Wincentego Witosa w 2024 roku, ogłoszonym przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ROKIEM WINCENTEGO WITOSA. Przepisując tekst zachowaliśmy styl pisarski autora.(WM)
DZIEJE „PAMIĘTNIKÓW” W. WITOSA
Początkowy fragment tekstu autorstwa Stanisława Mierzwy
Kiedy i gdzie zaczął W. Witos pisać swoje Pamiętniki, opowiedział o tym obszernie we wstępie do swych Wspomnień. Gdyby nie pobyt na emigracji w Czechosłowacji, należy sądzić, że tak wielkiego dzieła by w kraju nie wykonał chyba nigdy. Bo nigdy czasu nie miał na tyle, by usiąść i oglądnąć swoją przeszłość, przeszłość Ruchu Ludowego, zajęty stale działaniem, planowaniem, co by należało zrobić dziś i jutro nie tylko na swoim, małym, ale na tym wielkim gospodarstwie chłopskim w Polsce.
Ludzie nie dawali mu spokoju, ale on ludziom tak samo i tak płynęły lata wypełnione bieżącą pracą. Nie miałby czasu na pisanie. Nie miał go nawet tyle, by w domu, w kraju, prowadzić dziennik czynności, robić notatki do przyszłych Wspomnień.
Że czuł potrzebę i wartość choćby takich krótkich notatek z codziennych przeżyć i wydarzeń to dowód, iż zaraz po przejściu granicy czeskiej w dniu 28 września 1933 r. zaczyna prowadzić systematyczne zapiski dnia i ciągnie je bez przerwy do dnia wyjazdu do Polski. Bo jak sam wspomina w tym swoim „dzienniku”, że po przekroczeniu granicy czeskiej „mając dosyć wolnego czasu udałem się na przechadzkę po okolicy”. A więc tam dopiero znalazł trochę „wolnego czasu” i na pisanie Wspomnień, choć wiemy, ile innych zajęć miał i na emigracji.
Nie ma więc wątpliwości, iż całe, tak obszerne swoje Wspomnienia, napisał Witos na emigracji i przywiózł je do Polski w 1939 r. gotowe. Nie znaczy to, że przenosił je osobiście, przekraczając na Śląsku nielegalnie przez „zieloną granicę”. Nie ma żadnej wzmianki w pismach Witosa kiedy i komu zlecił przeniesienie znów „przez zieloną granicę” z Czech do Polski tak ważnego i cennego dorobku wielu lat swej pracy. Wiemy natomiast z całą pewnością, iż całe pamiętniki, tam opracowane, znalazły się w Polsce i pod jego opieką do chwili wybuchu drugiej wojny światowej w 1939 r.
Fragment maszynopisu autorstwa Stanisława Mierzwy
Całkowicie więc mylne są i sprzeczne z faktami informacje prof. St. Kota, rzeczywiście blisko związanego z Witosem, w okresie pisania przez Witosa Pamiętników na emigracji, o losach tychże Pamiętników. Prof. Kot miał wspaniałą pamięć i nigdy by nie napisał tyle i tak zasadniczych błędów odnośnie tych Pamiętników w „Przedmowie” do wydanych przez Instytut Literacki w Paryżu w 1964 r. „Moich Wspomnień” W. Witosa, gdyby nie czas pisania tej „Przedmowy”, w okresie załamania się zdrowia autora.
Prof. Kot, ur. w 1885 r. miał już blisko 80 lat w okresie przygotowywania „Wspomnień” W. Witosa do paryskiego ich wydania. Podpisana przez niego „Przedmowa” do tego wydania, została raczej napisana, na podstawie jego opowiadania tylko, przez bliskiego mu współpracownika i opiekuna, działacza ludowego Franciszka Wilka. Tę tak ważną wiadomość podaję na podstawie informacji jednego z wychowanków i przyjaciół prof. Kota, mianowicie prof. Jana Hulewicza, który był związany z prof. Kotem kilkadziesiąt lat pracą naukową w kraju, później również polityczną w Londynie, a po wojnie, odwiedzając Profesora od czasu do czasu w Londynie. Znał też doskonale ludowca Franciszka Wilka. Taką wiadomość podał mi w obronie Kota, gdy po ukazaniu się paryskich „Wspomnień” krytykowałem Kota za tyle błędnych informacji w jego „Przedmowie” do tego wydania. Że Kot już wtedy tracił tę tak dawniej wspaniałą pamięć, że raczej opowiadał otoczeniu o przeszłości, niż sam by pisał. A prawdą jest, że miał egzemplarz i to cały „Wspomnień” W. Witosa za granicą, otrzymany od córki Witosa, Julii Masiowej i ten egzemplarz stał się podstawą wydania ich przez Instytut Kultury w Paryżu.
Jak do tego doszło, iż prof. Kot dostał egzemplarz „Wspomnień” Witosa i jakie były losy całości tych „Wspomnień”?
Jak już wyżej wspomniałem, całe „Wspomnienia” Witos napisał na emigracji ręcznie, piórem i tam zostały przepisane na maszynie. Na to mogę dać dowody pośrednie i bezpośrednie. Mianowicie, w czasie, kiedy Witos przebywał jeszcze w Czechosłowacji, opowiedział mi Stanisław Marcinkowski, administrator Wydawnictwa „Piast”, iż jeździ często do „Starego” czyli do Witosa i przepisuje mu „Pamiętniki”, ale mówi mi to poufnie i nie wolno o tym nikomu mówić. To ma być tajemnica, do tego zobowiązał go sam Witos, ale skoro wie, że ja też bywam u Witosa, może mi o tym powiedzieć. Rzeczywiście, tenże Marcinkowski, pracujący od wielu lat na stanowisku administratora „Piasta”, znał dobrze Witosa i cieszył się o tyle jego zaufaniem, że jako pracownik Wydawnictwa dbał o „Piasta”, był administratorem, księgowym i pracownikiem fizycznym, w razie potrzeby i konieczności oszczędzania na wydatkach, kiedy nakład "Piasta" zmalał do minimum. A Witos przywiązywał wielką wagę zawsze do pisma, kiedy był w kraju i tak samo omawiał sprawy "Piasta" często z tymże Marcinkowskim na emigracji. Jest wiele wzmianek o tym w dzienniku Witosa, a tylko niedbalstwo wydawców tak „Moich wspomnień” w Paryżu, jak i „Mojej Tułaczki” w Polsce przypisało tę rolę działaczowi ludowemu, Józefowi Marcinkowskiemu, który nie tylko nigdy nie był u Witosa na emigracji, ale i Witos by go nie zaprosił do siebie.
Dalszy dowód, to opowiadanie żony Stanisława Marcinkowskiego, już po jego śmierci, byłej pracownicy w administracji „Piasta”, gdy już nie miała obowiązku zachowania tajemnicy, do mojej żony Heleny, iż ona też często jeździła z mężem do Czech, gdy ten tam jechał i po kilka dni przepisywał „Pamiętniki” Witosa. Jeździł też sam, a ją brał czasem dla towarzystwa tylko.
Czy można twierdzić, że całość Wspomnień Witosa przepisał tenże Marcinkowski tam, na emigracji? Takiego dowodu nie mogę dać, ale wnoszę tylko, że tak musiało być, albowiem od nikogo nigdy nie słyszałem, by w takim celu jeździł do Witosa, a po wtóre, że po powrocie do Polski Witos nie miał już na tyle wolnego czasu, by się mógł zajmować porządkowaniem, przepisywaniem swoich Wspomnień, stale zajęty rozjazdami po kraju i leczeniem się. Od momentu przyjazdu Witosa do Polski z początkiem kwietnia 1939 r. byłem w pobliżu Witosa i należy sądzić, że zwierzył by mi się z takiej pracy w domu na wsi, co dla niego samego było by wielkim kłopotem, bez pomocy otoczenia. A nikt z rodziny czy otoczenia bliskiego nie był do takiego wysiłku przydatny. Nie dało by się też łatwo ukryć tajemnicy, o co tak Witos dbał, ze względu na treść Wspomnień, iż Witos siedzi w domu, że ktoś bywa u niego, że coś pisze itd. Rodzina o tym nie wiedziała i nie wie /wnukowie/.
Dowód bezpośredni mogę dać sam, że Witos miał całość Wspomnień napisaną i przepisaną na maszynie na emigracji. Oto na tydzień przed wybuchem II. wojny światowej, czyli 25 sierpnia 1939 r. zostałem zaproszony na rozmowę z Witosem w Tarnowie, w mieszkaniu jego córki Julii. Po omówieniu wielu innych spraw, Witos poruszył także sprawę swoich Wspomnień. Tak tę rozmowę i jej następstwa opisałem w swoich Wspomnieniach w 1974 r.: „dowiaduję się, po co mnie Prezes zaprosił do Tarnowa. Powiada: „Wszystko wskazuje na to, że wojna wybuchnie, chcemy czy nie, Niemcy na nas napadną. Trzeba być na to przygotowanym. Nie wiemy tylko kiedy, którego dnia. Coś się napisało w czasie pobytu za granicą. Może się to na coś komu przydać. Postanowiłem podzielić napisane Wspomnienia i ukryć w kilku miejscach na wszelki wypadek, gdyby któraś część miała przepaść. Wspomnienia są napisane w trzech egzemplarzach, dwa pełne komplety, przy trzecim są jakieś braki. Zięć mój zrobił odpowiednią skrzynkę z blachy, umieścił w niej papiery i zalutował. Powinny przetrwać w ziemi dłuższy czas. /Zięć był przy tej rozmowie obecny, tak samo córka Julia/.-
Drugi egzemplarz wziąłby pan do Krakowa i oddał prof. Kotowi. Mówił mi, że wybiera się, na wypadek wybuchu wojny, do Lwowa. Mógłby go zabrać i tam gdzieś ulokować. Może tam pewniejsze miejsce będzie przed bombardowaniem, z dala od frontu. Niech go pan poprosi o to ode mnie. Zresztą, uradzicie jeszcze razem w Krakowie, co będzie lepsze. Wywozić go, czy na miejscu zostawić. Niech pan mu to powie. Trzeci egzemplarz, już mniej ważny wtedy, gdzieś tu moi przechowają”.
Zięć Witosa, Stanisław Maś, przyniósł do pokoju i pokazał mi dość duży pakunek, w zielonym papierze, związany sznurkiem, że to są przygotowane już te Wspomnienia do zabrania przeze mnie do Krakowa. Prezes wtrącił od siebie uwagę: „Niech ta pan uważa po drodze, ruch w pociągach teraz duży”. Obiecałem to solennie uczynić i paczkę dowieźć, z prof. Kotem się zaraz porozumieć i oddać mu tak cenną przesyłkę pod opiekę. Wyraziłem też swoje przekonanie, że najlepiej by było, gdyby Profesor, skoro ma jechać do Lwowa, zabrał ze sobą paczkę i tam ją ulokował. Są tam wielkie archiwa, nasi ludzie zaufani. I zawsze jakaś nadzieja, że tam wojna nie dotrze, albo bardzo późno. Nakłonię do tego Profesora…
Stanisław Mierzwa
Kraków, dnia 15 XII 1982 r.