Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Stanisław Mierzwa odpisał notatkę zamieszczoną w „Piaście” Nr 9 z 1 marca 1936 i skomentował ją

 

Wesele w Kościelnikach

Heleny Ściborowskiej z p. Mar. Mierzwą, sekretarzem wojewódzkiego zarządu Stronnictwa Ludowego.

Wesele odbyło się po wiejsku z zachowaniem wszystkich obrzędów zwyczajowych, utrzymywanych w Krakowskiem. Byli więc i krakusy na koniach, i orkiestra witała przybywających gości, były i wyprowadziny, i błogosławieństwo rodziców młodej panny i matki młodego pana, były na końcu i czepowiny.

Starostą był prof. Uniwersytetu Jagiel. p. Vetulani, starościną sąsiadka państwa Ściborowskich, p. Świdoniowa. Druhnami były koleżanki p. Ściborowskiej, drużbami koledzy p. Mierzwy, akademicy z Krakowa. Między gośćmi znajdowali się profesor p. Kot z Krakowa, p. konsul Marchwicki z Piasków, mecenas Grodziski, ks. proboszcz z Kościelnik, hrabina Wodzicka z Kościelnik z synem.

Młodej parze składa redakcja naszego pisma życzenia wszelkiej pomyślności na nowej drodze życia.

Za zgodność z oryginałem:

 

St. Mierzwa, Kraków, dn. l7.9.1984

 

 4

Goście weselni przed domem rodziców, Franciszki i Józefa Ściborowskich.

W pierwszym rzędzie pośrodku siedzą nowożeńcy.

 

Komentarz:

Powyższą  notatkę  w  „Piaście”  pomieścił   uczestnik   tej   uroczystości,  kolega  i  drużba,  oryginał  życiowy,  długoletni  polonista  UJ, z oryginalnym stylem pisania. A że nie porozumiał się z nami, popełnił drobne nieścisłości, które chciałbym sprostować wzgl. uzupełnić relację.

Rzeczywiście wesele „odbyło się po wiejsku”, w dniu 22 lutego 1936 r. Podając moje nazwisko, jako pana młodego, opatrzył go tytułem - „p. Mar.” Otóż wyżej wspomniałem, że miał jako polonista swój oryginalny styl pisania. Robił dziwne skróty, bo np. podpisując się pod artykułem, używał określenia „sta. Mat” - czyli Stanisław Matysik. Tu z magistra zrobił skrót własny „mar”...

Podał mylne nazwisko starościnej, bo zwała się Świgoniowa, nie Świdoniowa i była rodzoną ciotką żony, a jej mąż, Mikołaj Świgoń był starostą, oboje rolnicy, mieszkający obok teściów. Jakże to, „wesele po wiejsku”, a starosta z miasta? Prawda jest taka, iż prof. Vetulani, nasz przyjaciel i całego środowiska akademików ludowców w Krakowie, podniecony atmosferą wiejską, sam się ogłosił „drugim starostą” uroczystości. Zawsze wesoły, żywy, dobrze pełnił tę funkcję, ożywiając towarzystwo weselne.

Wspominając  w  notatce  o  kolegach  drużbach  na  tym  weselu,  nie  podał,  iż  byli  to:  Józef  Marcinkowski  z  żoną  Marią  - pierwszy z krakowskiego środowiska PAML-u ożenił się w 1932 r., Józef Dąbrowski, Jan Witaszek, Jan Kwiecień, no i sam piszący, Stanisław Matysik. To nieliczni z wielkiej gromady przyjaciół, których chcieliśmy zaprosić, ale dwie ciasne izby teściów nie mogłyby ich pomieścić.

Następnie sprostowanie, iż samo wesele odbyło się w rodzinnej wsi żony, w Kościelnikach, natomiast ślub odbył się w kościele parafialnym, w Górce - i w uczcie weselnej brał udział ks. Proboszcz - ks. Wójcik - z Górki a nie z Kościelnik, jak podał autor. Tak samo, wzięła udział w uroczystości córka hrabiny Wodzickiej z Kościelnik, po mężu już Prekowa, a nie sama stara wtedy matka. Prekowie mieli mały folwark w Wyciążach, w sąsiedztwie.

Użył też autor określenia, że były i „czepowiny”, jako obrząd wiejski, choć prawidłowo używa się słowa „oczepiny”, gwarowo „ocepiny”. Skąd wziął takie określenie, czy to jego pomysł czy z jego stron gwara, jasielskie?

Jeszcze  drobne uzupełnienie do określenia „po wiejsku”. Tradycją z dawnych lat, musiały być i wozy chłopskie dla gości weselnych, by z Kościelnik przejechać do Kościoła w Górce ponad dwa kilometry. Były i sanie dla miastowych, bo to była zima i do tego ostra, śniegi kopne, przejść by się piechotą nie dało.

Dlaczego wesele „po wiejsku”, a na nim nagle „hrabina” Prekowa. Ano, bo teściowa za młodych lat, jako dziewczyna z biednej rodziny chłopskiej  została  pokojówką  we  dworze. Średniego wzrostu, przystojna i ruchliwa szybko usługami zjednała sobie sympatię starej p. Wodzickiej, a także - prawie swej rówieśnicy, córki hrabiny. Nic też dziwnego, iż po kilku latach takiej służby we dworze, wyrobiła się ponad przeciętność wiejską, zdobyła zaufanie dworskiej rodziny i taką życzliwość córki starej Wodzickiej, że kiedy pokojówka „Frania” wyszła za mąż i urodziła pierwsze dziecko, na matkę chrzestną zgłosiła się sama p. Wodzicka. Chociaż oboje z żoną mieliśmy „demokratyczne” nie tylko poglądy, ale kieszenie, jakże było nie zaprosić na wesele chrzestnej matki panny młodej. Teściowa by nam nigdy tego nie darowała. Zachowała na całe życie wielki sentyment do całej rodziny Wodzickich za dobre traktowanie jej tam, we dworze, biednej dziewczyny wiejskiej i wdzięczność dla starej pani, która też przez lata pamiętała o dobrej „Frani” i dawała w różny sposób temu wyraz. Choćby np. przez sprzedaż Frani na kredyt kawałka pola, gdy inni nabywcy musieli płacić gotówką od ręki. Tak samo  i  teść  był  za  takim  zaproszeniem,  bo  sam  za  młodu,  też  z  małej  gospodarki  chłopskiej  wiele  pomocy  dostać  nie mógł, a wyuczywszy się na kowala, pracował w tym charakterze w kuźni dworskiej. Nigdy na tę pracę nie narzekał, traktowany tam był dobrze.

I taki dziwny zbieg okoliczności, że ci dwoje, chłopskie dzieci, z biedy posługiwali we dworze, by zarobić na chleb, a dorobiwszy się ciężką pracą tego chleba na tyle, żeby wyszkolić córkę w mieście, teraz zapraszają na ślub tej córki przedstawicielkę dworskiej, hrabiowskiej rodziny, w charakterze „chrzestnej matki” ich córki. Powolna ewolucja wyrównywania się tych dwóch światów, dworu i wsi, panów i chłopów. Stara Wodzicka, nie dając sobie rady z gospodarką, sprzedawała systematycznie chłopom dworskie pole, kurczył się dwór, rosły chłopskie gospodarki na tyle, że zmniejszał się głód ziemi we wsi zabiedzonej, na obrzeżach dobrych ziem dworskich osiadłej. Tak było w czasie wojny światowej i po wyzwoleniu Polski. Za marki chłop wykupili całe dworskie obszary, skorzystali z tego teściowie. Mogli z nabytej dworskiej ziemi nakarmić zaproszonych gości, nawet tych dworskich.

Jeszcze wyjaśnienie, dlaczego tylu i takich gości zaprosiliśmy na to wesele z miasta. Mieliśmy już wtedy, po latach pracy politycznej, wielu bliskich przyjaciół z PAML-u, „Wici” i Stronnictwa Ludowego, których należałoby na taką uroczystość zaprosić. Bo jak jednych prosić,  innych  nie,  gotowa  obraza. Ale, gdy teściowie, zaskoczeni jakby nagłym pomysłem córki, że chcemy pobrać się w karnawale, w okresie zimy, nie przygotowani  na  taki  wydatek  do  tego,  że  dom  ciasny  i  zaniedbany,  chyba  zgodzą  się  na skromne  przyjęcie i zobaczywszy ułożoną przez nas listę miastowych gości, stanowczo się sprzeciwili, wytargowaliśmy wreszcie zgodę na skromniejszą listę tych, których zaprosić musimy. Nie wypadałoby ich pominąć..

Stąd na naszym weselu prof. Kot, przyjaciel wszystkich młodych w krakowskim środowisku, syn chłopski i głośny uczony, a nas oboje darzący wielką życzliwością. Nie śmieliśmy prosić jego żony, p. Idy Kotowej, że niby ona z miasta, może by raziło ją wiejskie otoczenie? Potem wielokroć wymawiała nam z żalem, że nie wiedziała, jak jej to opisał mąż, tak wspaniałego widowiska, wiejskiego wesela, a tak by chciała tam być z nami. Tłumaczyliśmy się nieśmiałością wobec niej, że itd. Prof. Vetulani, to mój profesor z Wydziału Prawa UJ, to kurator PAML-u z ramienia senatu UJ, to serdeczny przyjaciel młodych i znów wyjątkowo nam bliski. Wojciech Marchwicki, starszy działacz ludowy, prezes Koła Ludowej Inteligencji w Krakowie, przyjaciel Witosa, powinien być zaproszony na ślub mój, długoletniego sekretarza tego Koła. Nie mogłem pominąć też adw. Stanisława Grodzickiego, ludowca, o połamanej dawniej linii politycznej, ale teraz był moim patronem, jako aplikanta adwokackiego. Jak było go pominąć? Resztę starszych, pod naciskiem teściów, z żalem musieliśmy z tej listy skreślić. Tak nam bliskich, jak choćby red. „Piasta” - Bielenin, literat Jan Wiktor, b. poseł Szczepański, b. poseł Franciszek Wójcik, mieszkający obok w Wyciążach i wielu innych. Przecież teściowie musieli prosić swoje rodziny na wsi - jak pomieścić tylu gości w ciasnym i starym domu wiejskim?

Wytargowaliśmy też skromną listę kolegów akademików-wiciarzy, że są konieczni, choćby jako reprezentacja całej gromady bliskich nam przyjaciół. Stąd Józef Marcinkowski, jeden ze starszych członków i działaczy krakowskiego PAML-u, współzałożyciel i kierownik krakowskiego związku wiciowego, taką samą rolę pełnił Józef Dąbrowski, teraz już po doktoracie z chemii, asystent naukowy u prof. Marchlewskiego, stąd Jan Witaszek, mój kolega szkolny od pierwszej klasy gimnazjalnej w Tarnowie, zawsze pewny i wierny w pracy dla chłopskiej sprawy, Jan Kwiecień, też kolega szkolny nas obu, z Witaszkiem, o dobrym sercu i jasnej duszy syn chłopski w naszej gromadzie. No i w końcu listy obroniliśmy autora notatki, Stanisława Matysika, oryginała i trochę dziwaka w naszym środowisku krakowskim,  ale  zawsze  pełnego  humoru,  ofiarnego  w  pracy,  o sile i budowie niedźwiedzia, a duszy niewinnego dziecka. Wysoko w organizacjach naszych nie zaszedł, ale zawsze i wszędzie był z dobrymi chęciami pracy. Miałby żal, gdybyśmy go nie zaprosili.

Ileż innych trzeba było z tej listy skreślić. Wobec ilu z nich, już po weselu, przy spotkaniach, trzeba było oczy spuszczać, wyczuwało się bowiem jakieś zakłopotanie i to obopólne, że coś się zmieniło, jakby się zachmurzyło w jasnej dotąd przyjacielskiej atmosferze. Bo wieść poszła, że pominęliśmy tylu bliskich, wybierając tak małą ilość, dlaczego? Jakże było wyjaśnić wszystkim, że to warunki materialne teściów ograniczyły nasze plany, że sami jeszcze prawie byliśmy akademikami, bez grosza, jakże mogliśmy urządzić przyjęcie dla całej krakowskiej gromady przyjaciół? Z czasem codzienna praca, nowe wydarzenia, wygładziły te towarzyskie zadrażnienia w środowisku.

 

 5

 

Przyjęcie 26.01.1975 r. w Sali Tetmajerowskiej restauracji „Hawełka” w Krakowie z okazji 70-lecia urodzin Stanisława Mierzwy, zorganizowane przez przyjaciół Jubilata. Przemawia Stanisław Mierzwa, obok Helena Ściborowska-Mierzwina. Na pierwszym planie (bokiem do obiektywu) Jadwiga Mierzwa (zdj. w zbiorach WM).

 

Po tym niezwykłym wydarzeniu, weselu dwojga młodych działaczy ludowych w tak wtedy głośnym środowisku krakowskim akademicko-wiciowym, poszła wiadomość przez rodziny młodych, przez uczestników i przez tę notatkę w „Piaście”. Bo nikt, w okresie dwudziestolecia niepodległej Polski, nie porwał się, z tak licznej przecież gromady młodych ludowców, na taką imprezę, by swe pochodzenie i związanie ze wsią potwierdzać nie tylko dorywczą pracą dla wsi, ale i przywiązaniem do tradycji, ale i do wiejskiej, chłopskiej kultury, do której przecież należał obrząd zaślubin, weselnego przyjęcia.

No i trzeba wspomnieć, że pozostał nam tak cenny dla nas, młodych, nadesłany już po weselu, z dalekich Czech, list z życzeniami od Prezesa Witosa. Nigdy bym się nie ośmielił zapraszać Witosa na nasze wesele, gdyby był w kraju, zbyt duża dzieliła nas wtedy odległość, młodych na politycznym dorobku, a przywódcą nie tylko Stronnictwa Ludowego, ale warstwy chłopskiej w Polsce. Byliśmy jednak  na  tyle  mu już  znani  z  pracy  i  współpracy  na  wspólnym  chłopskim  zagonie,  iż ośmieliłem się wysłać mu zawiadomienie o naszym postanowieniu pobrania się z równoczesnym przekonaniem, że liczymy na jego szybki powrót do kraju i że nadal będziemy obydwoje pracować z wiarą, że ten jego powrót przybliżymy wraz z całą chłopską gromadą.

Stanisław Mierzwa

 

 

 6

 

Helena Ściborowska-Mierzwina i Stanisław Mierzwa w otoczeniu najbliższej rodziny, na spotkaniu 22.02.1976 r. w mieszkaniu przy ul. Brodowicza 3/6 w Krakowie z okazji 40-lecia pożycia małżeńskiego. Siedzą od lewej: Helena Ściborowska-Mierzwina, wnuczka  Agnieszka  (córka  Wincentego  i  Anny  Marii),  Stanisław  Mierzwa,  wnuk  Tomasz (syn Wojciecha i Celiny), Anna Pieczonka z domu Ściborowska (siostra Heleny) z mężem Piotrem (zdj. w zbiorach WM).

 

Powrót do spisu treści nr 7

Free business joomla templates