Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Zapiski Heleny Ściborowskiej-Mierzwiny

 

Kościelnickie kobiety ...

 

Przysłowie mówi, że kobieta, trzy węgły domu wspiera na swych barkach. Analizując życie społeczności wiejskiej, we wsi rodzinnej jak i okolicznych, obserwowałam bardzo wielki wpływ kobiet na bieg spraw rodzinnych i wiejskiej gromady. U nas w domu, a i u sąsiadów, matki ze sprawami odsyłały dzieci do ojców, ale ojciec zawsze wybierał to rozwiązanie, jakie matka nakreśliła. We wsi mojej rodzinnej, wszystkie można powiedzieć „wiekopomne” dzieła, były stworzone przez kobiety. W roku 1908 za śp. Wójta Besali Józefa, Gromada postanowiła wybudować szkołę, ale o plac pod jej budowę wybuchła istna wojna, między dwoma Żydami, karczmarzami. Każdy z nich chciał mieć szkołę pod bokiem, aby od dzieci, a właściwie przez dzieci, bo one na wsi są do posyłek po sprawunki, mieć utarg większy. Na przemian zatem, poili Żydzi Wójta i radnych, aby ich dla swoich interesów skaptować. Rozpoczęcie budowy odwlekało się coraz bardziej. Zachodziła nawet obawa, że rozochoceni przez karczmarzy Wójt i radni, zebrany z ogromnym trudem i poświęceniem ludności, fundusz szkolny, przepiją. Uratowała sytuację wójtka Besalina, chociaż sama była analfabetką, to jednak rozumiała wagę i znaczenie szkoły dla wsi. Za śpiącego po pijatyce wójta, sama ubrała wstęgę, oznakę władzy wójtowskiej, podwody po materiał budowlany wysłała, a powracające, załadowane nim wozy, na jeden z placów do złożenia, skierowała. I tak po kilku latach zwłoki, rozpoczęła się wreszcie, budowa szkoły. Było to jeszcze za austriackich czasów. Gromada otrzymała polecenie zrobienia sobie pieczęci. Rozmaite pomysły ludzie proponowali, ale żaden nie zdobywał ogólnej aprobaty, aż stara Pyrzka, wielkie poszanowanie w Gromadzie mająca, zaproponowała wizerunek Matki Boskiej na pieczęci. Wszystkim to się bardzo spodobało i taką pieczęć Gromada ustanowiła.

W rocznicę Grunwaldu, w 1910 roku, też kobiety zadecydowały o miejscu i formie pomnika grunwaldzkiego. Na rozstajnych drogach, na szkarpie Walczyków, kopiec białych kamieni, a na jego szczycie osadzony krzyż wysmukły z napisem „Praojcom na chwałę”. Obserwowałam, że i w innych wsiach, podobnie się działo. Wpływ kobiet wszędzie był wielki. Był to jednak wpływ tradycyjny, nieprzemyślany, niekierowany, niezorganizowany. Kobiety nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że go posiadały, nawet go nie czuły. Gdy byłam już w Gimnazjum na lekcjach literatury, przy omawianiu „Kwestii kobiecej” marzyłam sobie, jaką potęgą byłyby kobiety wiejskie, jakie cuda na wsi można by dokonać za ich wpływem, ale należało ująć kobiety w jakieś zorganizowane formy społeczne - jednak od marzeń do ich urzeczywistnienia jakże bardzo daleko i jakże ciernista droga.

W roku 1930, w czasie wakacji jak zwykle spędzonych w rodzinnej wsi, zetknęłam się z Ruchem Zniczowym. Do Kościelnik przyszedł z Krakowa akademik, śp. Józef Dąbrowski i założył Koło Młodzieży Zniczowej, do którego wpisała się prawie wszystka młodzież we wsi, chłopcy i dziewczęta i ja także. Młodzież naszej wsi była tak spragniona organizacji, jak przysłowiowa „kania deszczu”. Już dużo wcześniej założyliśmy sami, nigdzie nie rejestrowane, Kółko Amatorskie. Przypadek zrządził, że zetknęliśmy się akurat ze „Zniczem”, ale młodzież tak łaknęła organizacji, że padlibyśmy w ramiona każdemu, kto by był do nas przyszedł. Na różnicach, między poszczególnymi organizacjami, nie orientowaliśmy się wcale. Później, kiedy weszłam głębiej w organizację, zorientowałam się, że młodzież do „Znicza” przychodzi kilkoma drogami, że o młodzież wiejską toczą się ogromne walki. Najwięcej entuzjazmu, gorliwości i dynamizmu, niosły ze sobą Koła stworzone właśnie, na takiej dziewiczej ziemi, niesplamionej żadną organizacją, jak w Kościelnikach. Zniczowe idee były dla nich drugą ewangelią. Ale do „Znicza” przychodziły, albo całe Koła Młodzieży przy MTR, albo tylko niektórzy ich członkowie, wydarłszy się z nich. Nie dokonywało się to zbyt łatwo. Z jednej strony kusiły idee Zniczowe, ale przy MTR trzymały młodzież korzyści jak dotacje na orkiestry, świetlice, biblioteki, instruktorzy płatni przez MTR, wysokie nagrody za Konkursy Rolnicze. Ta młodzież, przyzwyczajona do tego, że ciągle im w Kole „dawali”,nieraz długo nie mogła się pozbyć starych nałogów, jak interesowność,brak samodzielności, „paradowanie” strojami regionalnymi, służalczość.

 

Helena Ściborowska-Mierzwina

 

 

Powrót do spisu treści nr 7

Free business joomla templates